Wydawać by się mogło, że sól (a przynajmniej tak długo jak
rozmawiamy o jej potocznym znaczeniu), to sól. Jednak na stronach internetowych, w
sklepach stacjonarnych a nawet w kuchniach wielu kucharzy roi się od jej różnokolorowych
„odmian”. Na półkach sklepowych wyróżniają się przede wszystkim ceną, ponieważ
według producentów płacimy za zupełnie inny smak. Ba! Dochodzi nawet do tego,
że blogerzy kulinarni do konkretnych dań używają jedynie konkretnej soli. Czy
słusznie?
Wszystkich soli – a rozumiemy przez to związki chemiczne,
nie zdołalibyśmy przytoczyć w jednym wpisie, bo nie starczyłoby nam miejsca.
Chociażby takie pierwiastki jak wapń, magnez czy potas nigdy nie występują w
przyrodzie samodzielnie – nawet w lekach czy suplementach diety to nigdy nie
będzie „wapń w tabletkach” ale na przykład fosforan wapniowy czy jakiś inny
związek – organiczny lub nie.
Co zatem z solą kuchenną? Przecież gdy w języku potocznym
używamy słowa sól, to właśnie ją mamy na myśli. Ją, czyli co? Sól kuchenna, to
głównie chlorek sodu – NaCl – nieorganiczny konserwujący związek chemiczny.
Głównie, ponieważ czasem wzbogacana jest na przykład w jod lub zawiera
przeciwzbrylacze takie jak chociażby żelazocyjanek potasu (E-536).
Wzór strukturalny soli kuchennej |
Pytanie zatem, czym różnią się od siebie dostępne na rynku
kolorowe sole kuchenne i dlaczego ich dystrybutorzy polecają konkretny rodzaj
soli do przyprawienia konkretnego dania. Oczywiście ich wielobarwność nie
bierze się znikąd – wynika z tego, że sól nie była dobrze oczyszczona i zostały
w niej niektóre naturalnie występujące związki chemiczne.
W wypadku różowej soli Himalajskiej będą to związki potasu, wapnia, magnezu czy siarki, w czerwonej Hawajskiej znajdziemy tlenki żelaza, a za czarną barwę Kala lamak odpowiadać będą siarczki żelaza. I dlatego też według niektórych powinniśmy tych soli używać – po części ze względu na smak, ale też dlatego, że są źródłem minerałów.
W wypadku różowej soli Himalajskiej będą to związki potasu, wapnia, magnezu czy siarki, w czerwonej Hawajskiej znajdziemy tlenki żelaza, a za czarną barwę Kala lamak odpowiadać będą siarczki żelaza. I dlatego też według niektórych powinniśmy tych soli używać – po części ze względu na smak, ale też dlatego, że są źródłem minerałów.
Spróbujmy jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto.
Kwestia różnicy smaku jest co najmniej wątpliwa – mimo, że sami
przeprowadziliśmy kiedyś badania o wpływie dodatku soli mineralnych na smak
wody i kawy, to wyczuwalną różnicę w naszych próbkach obserwowało się przy
10 a czasami 20-krotnie wyższym stężeniu jakiegoś związku w porównaniu do
omawianych soli.
O ile jednak na podobno wyczuwalne przez niektórych różnice
w smaku można machnąć ręką, o tyle fakt, że sole te promuje się jako źródło
minerałów wzbogacających naszą dietę jest co najmniej niebezpieczny. Ale od
początku – przyjrzyjmy się składom – rzeczonej soli himalajskiej i produktom
spożywczym, których według CBOS Polacy jedzą najwięcej (pobierz sondaż tutaj).
Sól
himalajska [%]
|
Chleb
zwykły mieszany [%]
|
Chleb
żytni pełnoziarnisty [%]
|
|
Sód
|
37-38
|
0,4
|
0,5
|
Chlor
|
58-59
|
Brak danych
|
Brak danych
|
Potas
|
Polihality łącznie: 2-4
|
0,1
|
0,4
|
Wapń
|
0,02
|
0,06
|
|
Fosfor
|
0,1
|
0,3
|
|
Żelazo
|
0,001
|
0,003
|
|
Magnez
|
0,03
|
0,07
|
|
Fluor
|
0.01
|
Brak danych
|
Brak danych
|
Jod
|
0.01
|
Brak danych
|
Brak danych
|
A zatem faktycznie, okazuje się, zawartość soli mineralnych jest
wyższa w soli himalajskiej niż w chlebie. Jednak by zaspokoić dzienne
zapotrzebowanie na większość, należałoby spożyć 100-400g samej soli. Pomijając
fakt, że żaden człowiek któremu zostały chociaż dwa ostatnie kubki smakowe nie
będzie w stanie wytrzymać długo na tak zasolonej diecie, taka jej ilość to dwudziestokrotne przekroczenie normy (nie wspominając już o sodzie, którego nie
powinniśmy dostarczać więcej niż 3g dziennie).
Spożywając sól w normalnej (to znaczy nie większej niż
zalecane przez Instytut Żywności i Żywienia 5g pdf do pobrania tutaj) ilości, nie dostarczymy
składników mineralnych na takim poziomie, by w ogóle brać pod uwagę jakikolwiek
rodzaj soli jako dobry zamiennik.
O co zatem tyle hałasu? O to, że sól kuchenna to prawie w
połowie sód, i to właśnie przez wzgląd na ten pierwiastek powinniśmy ją
ograniczać w naszych posiłkach. Sód to oczywiście nie samo zło – w organizmie
człowieka odpowiada za utrzymanie potencjału czynnościowego błon komórkowych,
wpływa na ciśnienie osmotyczne a także bierze udział w przewodzeniu przez
neurony impulsów elektrycznych. Jednak gdy w diecie będzie go za dużo, organizm
może sobie nie poradzić – jesteśmy tak skonstruowani, że stężenie sodu w moczu
nie może przekroczyć 400 mmoli/dm3. Przy za dużej podaży, sód będzie
zatem krążyć w naszym ustroju, powodując nadciśnienie tętnicze, które z kolei
jest w dużej mierze odpowiedzialne za coś, co zauważymy od razu, czyli bóle głowy.
Przeczytajcie to dokładnie i spróbujcie zachować spokój |
Należy zatem uświadomić sobie, jak niebezpieczne jest
twierdzenie, że niedobory minerałów w diecie można uzupełnić kolorową solą.
Zwłaszcza, że statystyczny Kowalski to nie dietetyk – z czego doskonale zdają
sobie sprawę dystrybutorzy, polecając swoje produkty. Zwykły człowiek może z powodzeniem uznać, że jest to zupełnie co innego niż sól kuchenna, którą ma w domu. Nie zdziwilibyśmy się wcale, gdyby takiej soli ludzie używali więcej – ponieważ bardzo często można
odnieść wrażenie, że jest ona zdrowsza.
Czy zatem uważamy, że należy jeść tylko sól kuchenną?
Oczywiście, że nie. Ale jeśli chcemy zastąpić tę zwykłą czymś, co zawiera
dodatkowe składniki odżywcze, to już lepiej użyć przypraw. A niedobory minerałów
uzupełniać dobrze zbilansowaną dietą albo w aptece. Wyjdzie taniej.
Bibliografia
Gawęcki J. Podstawy
nauki o żywieniu, t.1, 2005.
Hereira P.,
Hendel B. Minerals in Himalayan Pink Salt
Spectral Analysis, 2003.
Jarosz M. Normy
żywienia dla populacji polskiej – nowelizacja, IŻŻ 2012.
Kunachowicz H. Wartość
odżywcza wybranych produktów spożywczych i typowych potraw, Warszawa 1997.
Do pobrania i poczytania:
Komentarze
Prześlij komentarz