To pewnie nie do końca prawda, ale skoro plotki nie biorą się z niczego… Może ktoś kiedyś zauważył, że trudno oderwać nas od liści rdestu. Albo usłyszał, jak komentujemy rewelacyjny pomysł dodania owoców pokrzywy do pesto.
Albo zobaczył, jak bladym świtem nonszalanckim krokiem idziemy w gumiakach zupełnie przypadkiem mając w ręku saperkę…
I wiaderko.
I sekator.
Na początku błądziliśmy jak dzieci we mgle. Pomijając nawet brak wiedzy o smaku danej rośliny, najczęściej nie wiedzieliśmy czy to, co udało nam się znaleźć, jest na pewno tym, na co wygląda. Dreszczyk emocji towarzyszył wyrokom pani Basi – naszej ówczesnej arbiterki – która rozstrzygała (na szczęście prawie zawsze na naszą korzyść), czy się udało, czy nasze zdobycze odpowiadają zdjęciom w książce.
Potem zaczęło wyłaniać się coś na kształt PLANU. Oceniliśmy realnie nasze szanse. Przecież nie będziemy jechać przez pół Polski, by znaleźć jakiegoś egzotycznego (w domyśle: nie-dolnośląskiego) chwasta. W końcu, skoro cała kolacja jest lokalna, to i zioła powinny takie być. Wybór został zawężony, mniej więcej o połowę.
No dobrze, ale czy w kwietniu rośnie to samo, co w czerwcu?
Nie rośnie. Zostaje kilkadziesiąt pozycji.
Niby dalej jest w czym wybierać, ale nikt nie mówi głośno tego, o czym myśli każdy: „A co, jak będzie śnieg i – cytując klasyka – nie będzie niczego?”. No cóż, to przecież nie muszą być liście, może wykopiemy jakieś korzonki, bulwy...
Cały czas z pomocą przychodzą książki. Internet też, ale wiadomo, jak to z nim jest. Czytamy Łukasza Łuczaja, przeglądamy atlasy ziół i dzikich chwastów jadalnych (poniżej podaję te, z których najczęściej korzystamy). Ale teoretyzować można do woli, a w terenie następuje ostateczna weryfikacja.
Okazuje się, że chociaż powinno, to w tym roku w tym miejscu akurat nic nie wyrosło. Że to, co miało smakować jak marchewka, jest raczej anyżowe. A to, czego teoretycznie powinno być najmniej, obrodziło w tym roku tak, że sałatką z samych liści wykarmimy 40 osób.
Wygląda na to, że szukamy na oślep. I tak jest w istocie. Nigdy nie da się zaplanować (no chyba, że sprawdziło się to 'na żywo' dzień wcześniej), że „wychodzę narwać krwawnika”. Owszem, pokrzywa rośnie wszędzie, ale przecież nie będziemy zbierać pokrzywy. To zbyt proste.
I co wtedy? Wtedy próbki dostaje Tomasz Hartman. Po ocenie organoleptycznej wiemy co i z którego krzaka nadaje się na pesto, co na olej, a co na bar sałatkowy. Na co to komu? Przecież w sklepie masz sałatę, pietruszkę, szczypiorek... No właśnie, ale ile liściastych warzyw, poza kilkunastoma wariantami sałaty, znajdziemy w sklepie?
A na pierwszej lepszej łące na każdym kroku objawiają nam się przeróżne gatunki. Oprócz ciekawego i rzadkiego smaku posiadają taką koncentrację składników odżywczych, że nawet produkty ze sklepów ze zdrową żywnością wypadają blado. Nasi przodkowie zbierali je od wieków. W pewnym momencie przestali, ale nie wszyscy i nie na długo – na szczęście.
Praca zbiorowa, Dzikie rośliny jadalne – zapomniany potencjał przyrody.
Łukasz Łuczaj, Dzikie rośliny jadalne Polski. Przewodnik survivalowy.
Marek Kosiński, Renata Krzyściak-Kosińska, Atlas ziół.
Łukasz Łuczaj, Dzikie rośliny jadalne Polski. Przewodnik survivalowy.
Marek Kosiński, Renata Krzyściak-Kosińska, Atlas ziół.
Komentarze
Prześlij komentarz